Menu Zamknij

Komentarz do tłumaczonych fragmentów tekstów

W większości tłumaczone wypowiedzi pochodzą z maja br. W tym najświeższy z  01.06.2022 (Siergiej Piereslegin). Dotyczą one po części wojny na Ukrainie również stanowiska i polityki Polski a także ogólnej sytuacji w świecie, której opis jest tu często bardzo zgodny z naszym. W tym sensie nic więc nowego on nie wnosi jednak sam fakt, że rosyjscy komentatorzy oceniają sprawy podobnie i widzą takie same zagrożenia też jest pewną wiedzą, wiedzą zbieżną z naszą. Czasem te komentarze są nieco  odmienne tak samo jak wyciągane wnioski. Wszystkie teksty (poza jednym – autorstwa Eleny Kondratiewej-Salgero) to zapis wypowiedzi mówionych – stąd czasem urwane zdania i powtórzenia (nie wszystkie dało się opuścić). Wypowiadający się wyżej reprezentują różne środowiska w Rosji a także poza nią (E.K-S) za wyjątkiem jednego, „liberalnego” (nie jest to w Rosji komplement). Ten ogląd sytuacji i oceny jest akurat dokładnie zbieżny z prezentowanym u nas w mainstreamie – szkoda mi było na to czasu.  

Właściwie swój komentarz chcę odnieść tylko do jednego tekstu napisanego przez wspomnianą Elenę Kondratiewą- Salgero z Paryża (czytałem w okresie pandemii jej teksty, które publikowała na kanale politconservatism oraz na fb, zamieszczała tam bardzo dużo wartościowych informacji z Francji i Rosji). Tu pisze ona o „pandemii rusofobii” na Zachodzie i do podanych przez nią przykładów każdy na pewno mógłby dołączyć własną listę. Jest ich tyle, że jak sama stwierdza miałaby kłopot z wyborem, ale na dole dorzucam kilka własnych .*  Ich zbieranie szybko się zresztą robi zajęciem jałowym i nużącym.  Śmieszne przestaje śmieszyć, straszne straszyć…  Przy okazji rozważań na temat rusofobii i ogólnie stosunku do Rosji na Zachodzie, ale też i u nas chciałem sobie jednak pozwolić na bardziej osobistą refleksję. Co myślę na ten temat akurat ja – nie ma to oczywiście międzynarodowego znaczenia – ale jest według mnie sporo osób reagujących podobnie i mających w związku z tym taki sam problem. Z jednej bowiem strony rządzi bezrozumne „goń Ruska!”, ilustrowane przykładami jak poniżej oraz ludzie co to po pierwszej przeczytanej stronie mitycznego Dostojewskiego „dostali mdłości” a z drugiej strony istnieje całkiem pokaźne grono tych co też przeczytali tę jedną stronę i dla odmiany wpadli w ekstazę. Ktoś powinien może zrobić opracowanie na temat – jak rzeczony Dostojewski organizuje Polakom myślenie i emocje? Może to z tej ekstazy, może z przekory w stosunku do przeciwnika – ludzie spod tego znaku walczą o dobre imię Rosji z takim zapałem jakby ją kochali jak własną ojczyznę (a może nawet jeszcze bardziej). Przykro to napisać lecz ta chęć przypodobania się, odpychające momentami wazeliniarstwo wydaje się być jakąś niedobrą polską cechą, którą zresztą Rosjanie zauważają a którą gardzą no i oczywiste zawsze starali się wykorzystywać dla siebie.  

Parę słów o tym jaki był stosunek do Rosji i tego co rosyjskie. W moim domu rodzinnym mój Śp. Dziadek urodził się w roku 1902 na Kresach, chodził więc do rosyjskiej szkoły. Polskiego uczył się potajemnie i dzielił na ten temat opowieściami jak z Żeromskiego.  W czasie wojny zaliczył pobyt w łagrze sowieckim (Komi SSSR) a po wyjściu z Rosji cały szlak z Andersem, Monte Cassino, tułaczkę na Zachodzie. Śp. babcia wywieziona została z czwórką małych dzieci (w tym moją Mamą) na Syberię (właściwie do Kazachstanu) wróciła dopiero po wojnie. Na Syberii była więc ona, jej ojciec – mój pradziadek (jeszcze za cara), moja mama – trzy pokolenia. Jako dziecko słuchałam na okrągło rozmów w których przeważały wątki mrożące krew      w żyłach nawet dorosłym. Mimo to nie wyczuwałam nigdy w tych opowieściach nienawiści do Rosjan. Do komunistów – tak, ale nie do narodu rosyjskiego. Może to pozwoliło mi nawiązać później kontakty z ludźmi stamtąd a doświadczenia z tych licznych spotkań składają się na bardzo banalny wniosek, że wszystko zależy od konkretnych ludzi. Jednych ogromnie cenię i szanuję, innych lubię mniej lub w ogóle nie toleruję – za każdym razem to sprawa indywidualna. Tymczasem ostatnio dzwonią do mnie jeden po drugim różni czujni obywatele by mnie zawstydzić, ponieważ przypomniało im się, że utrzymuję kontakt z Rosjanami (Koleżanki, które zerwały ze mną  znajomość na początku pandemii bo stanowiłam ich zdaniem zagrożenie sanitarne, sugerują mi teraz zerwanie kontaktu z ludźmi z którymi przyjaźnię się od 40 lat…) Stosunek do nieszczęsnego Dostojewskiego czy reszty kultury rosyjskiej traktowanej jak monolit i do Rosjan jako takich  znów ma być odgórnie definiowany w jedynie słuszny sposób. Mnie zaś zrehabilitować może jedynie wyniesienie całej domowej rosyjskiej biblioteki na podpałkę co mi radzono w tonie bardzo serio. Kończąc ten wtręt osobisty nie widzę powodu ani nie mam ochoty, żeby się specjalnie ujmować za Rosją. Niech sobie radzą sami skoro mają tak świetnych propagandystów jak Sołowjow z I kanału rosyjskiej telewizji państwowej (wspomina go Siergiej Piereslegin w kontekście rozważań na temat wojny jądrowej). Nie budzi mojego zaufania ani sympatii Putin, który nie jest moim prezydentem (ale też właśnie dlatego nie mam do niego pretensji, że działa w interesie swojego narodu – o ile to czyni bo i to nie jest pewne). Do wybranych części kultury rosyjskiej mam natomiast stosunek bardzo pozytywny i uczuciowy (inaczej się nie da). Żadne podpałki nie wchodzą w grę ani nawet wyrzucenie („na zbity pysk”, jak się domagał jeden mój gość) portretu baletnicy Uljany Łopatkiny… (trzymajta me!) – i mam nadzieję w tym wytrwać choć lekko nie jest:)  

* Przykładów, którymi można wzbogacić wyliczankę E. Kondratiewej –Salgero, jest cała moc, coś z dziedziny przyrody ożywionej? – legendarny zakaz udziału w wystawach zwierząt kotów i psów rosyjskich, wykreślenie dębu rosyjskiego z listy dębów; z dziedziny sztuki? – po spektakularnym wyrzuceniu dyrygenta Gergiewa z czołowych filharmonii i teatrów to samo spotkało artystkę operową Annę Netrebko, zwolnioną z La Scali i Metropolitan Opera (biedna Netrebko wróciła do Rosji i znalazła azyl w teatrze w Nowosybirsku – nie na długo, gdyż zdarzyło jej się powiedzieć w wywiadzie, że nikogo nie popiera, chce tylko śpiewać, no i żeby był pokój… za ten „pokój” zerwano z nią kontrakt w Nowosybirsku). – Wycofanie zakupu rosyjskich i tłumaczonych z rosyjskiego książek przez Krakowską Bibliotekę Publiczną? Zakaz występu w Warszawie pianisty Sokołowa, genialnego interpretatora Chopina? „Trzy siostry” Czechowa, które zamiast „do Moskwy! do Moskwy!” tęsknią „do Kijowa!”…(TR Warszawa i Stary Teatr w Krakowie)? Umieszczenie na pustych miejscach po kremach z rosyjskiej serii  Natura Siberica informacji: „Te kosmetyki zostały wycofane ze względu na sytuację” (to Rossmann, ale nazwy sklepu na Ukrmann zapomnieli zmienić, gamonie). – Obraz „Tancerki rosyjskie” Degas przemianowany na „Tancerki ukraińskie” (National Gallery w Londynie)? Kto da więcej? Zatrzymanie wypożyczonych na wystawy do Francji i do Finlandii obrazów z Ermitażu (kiedyś to się nazywało „grabież zuchwała”, a teraz proszę, cancel culture)? Czy też, jak dla mnie nr 1 na liście: odwołanie w Szwecji koncertu poparcia dla Ukrainy z powodu wykorzystania przez orkiestrę wśród innych instrumentów również bałałajek. Kochani Szwedzi, nigdy nie zawodzą! (zwłaszcza pod bałałajki)

A koncert poparcia dla Ukrainy w K-wie też mielim, wiele razy. Na jednym to nawet siekiery fruwały (AxeMate Club w Krakowie na swoje otwarcie w kwietniu zorganizował taki koncert, w programie – cytuję ze sfotografowanego na mieście afisza – wśród atrakcji „rzucanie do celu: siekierami, tomahawkami, nożami…” , a cały dochód przeznaczony na pomoc Ukrainie)