Wielu ludzi nie godzących się z obecnym bez-ładem ustrojowym chce „naprawiać system”. Tymczasem system już się nie nadaje do naprawy. Jest bowiem zepsutym produktem procesu tworzenia „nakładek na nakładki”, wrzucania „łat na łaty”, mieszania, doraźnego zmieniania PRL-owskiego prawa na potrzeby różnych klik i lobby. To jest efekt „legislacyjnej sraczki”, bezhołowia, braku polskiego, odpowiedzialnego gospodarza. System jest bankrutem, jest przestarzały i zgniły. Do całkowitego usunięcia. Jeżeli ktoś krzyczy, że jest „antysystemem”, a tego co powyżej nie dostrzega, to albo jest ślepy, albo agentura.
Tym samym doszliśmy do pojęcia „anty-systemu”. Co to jest? Kto to jest? Kim są anty-systemowcy? Jedna z definicji brzmi tak: anty-systemowcy to ludzie o rozmaitych poglądach, którzy doświadczyli osobiście lub dostrzegli, że „system” źle działa, wkurzyli się i uaktywnili. Jest w tej definicji ważne słowo: „wkurzyli się”. Otóż często można mieć wrażenie, że tzw. anty-systemowcy działają emocjonalnie, bez spokojnego przemyślenia i bez strategii. Poza tym krążą poglądy, że wiele grupek „anty-systemowych” to twory dawnej bezpieki lub obcej agentury – a jak mówią, bez ognia nie ma dymu, więc coś może być na rzeczy.
Zatem, tzw. anty-systemowcy (do których przecież wielu z nas się zalicza!) działają chaotycznie, w rozbiciu, bez strategii, trochę na bazie jakichś subiektywnych wizji swojego lokalnego szefa, wodza, kacyka… Spalają się albo udają coś, albo realizują swoje ego… Co ich charakteryzuje? Przede wszystkim bunt, niezgoda, narzekanie, plucie na system… No, oczywiście, tych uczciwych także pewna świadomość mankamentów „systemu”, pewna odwaga, aktywność, chęć zrobienia czegoś… – i za to im chwała. Ale…
Obserwując takich ludzi i grupy anty-systemowe, zbyt często można mieć nieodparte wrażenie, że ich motywacją jest wypłynąć (zaistnieć medialnie), zemścić się, coś załatwić, coś dla siebie zmienić, a to oznacza… patrzenie wąskie, partykularne, jednostkowe (w sensie sprawy do załatwienia), krótkowzroczne…
Tych, którzy chcą stworzyć nowy system i nim zastąpić obecny, chory – tych jest niewielu, bo, aby się tym zając, trzeba wznieść się ponad swoje krzywdy, emocje, wąskie lokalne czy partykularne sprawy do załatwienia i pomyśleć całościowo, szeroko i perspektywicznie. Trzeba by się zjednoczyć (ha!), co jest trudne, gdy każdy kacyk chce być swoim szefem na swojej kanapie, zebrać duże grupowe kompetencje, być otwartym i przygotowanym do rzeczowej merytorycznej dyskusji i wypracowania konsensusu (nie kompromisu!!!), a to wszystko wymaga czasu, pracy, wiedzy, cierpliwości i dalekosiężnej determinacji.
Albowiem jedyną dla nas szansą jest długi marsz, jak najlepsze przygotowanie się do momentu, gdy otworzy się okno historii (jak w latach 1916-1918), i wtedy – zagospodarowanie naszej czasoprzestrzeni tak, by odzyskać państwo między Odrą a Bugiem, by było znowu polskie…
Rozmowy ze wszelkimi anty-systemowcami i patriotami (tak się sami definiują publicznie) należy zaczynać, moim skromnym zdaniem, od postawienia kwestii : „Co jesteś gotowy/gotowa poświęcić, ofiarować, oddać dla Wolnej Polski ?” Inaczej mówiąc: „Z czego świadomie zrezygnujesz dla tego wspólnego Dobra?”.
Bo propozycji dla innych mamy mnóstwo (w tym słuszne i pochwały godne, ale tylko dla innych). Tymczasem często chodzi o drobne lecz konsekwentne gesty solidarności wobec poniżanych przez system, o rezygnacje z przywileju nadanego przez czyjeś lepkie ręce, wreszcie o zdeklarowane „NIE” tam, gdzie nie jest nam po drodze – z godnością i stanowczo. Tylko tyle i aż tyle . Bo wizji i obietnic mamy już dość, kandydatów na kolejnych szefów kolejnych ugrupowań również.. A zaniechanie pozostaje pierwszym gwoździem do trumny.
„Tylko tyle i aż tyle.” A może jednak coś więcej…: wiedza, świadomość, strategiczne myślenie, umiejętność współpracy z innymi. Oczywiście, kręgosłup moralny też.