Mnożą się znaki, że jesteśmy wciągani w wojnę na wschodzie. Oto sceniczny prezydent sąsiada po prawej stronie mapy żąda od nas większego zaangażowania, dostaw broni, amunicji itp. Oto pojawiają się doniesienia, a nawet filmiki, jakoby polscy żołnierze zaatakowali obwód kurski w państwie moskiewskim. Zaciągamy gigantyczne kredyty, by się zbroić po zęby, a nadwiślańscy nominaci światowej bestii wykrzykują buńczuczne hasła i wychodzą przed szereg.
Każda niezdarność rządzących nad Wisłą, tych czy tamtych, kwitowana jest hasłem, że to rosyjska dywersja albo ruskie onuce. Na ćwiczenia wojskowe wzywa się dziesiątki tysięcy Polaków. Wokół gości zza Buga trwa jakiś niezrozumiały taniec, jakby byli jakimś zbawieniem dla nas – i toleruje się ich wybryki, słyszy się o szmuglowaniu broni do Polski itd.
Równocześnie trwa jakaś aberracyjna operacja rozwalania polskiego górnictwa, przemysłu i transportu.
Krążą plotki o korytarzu komunikacyjnym między wschodnim (zza Buga) i zachodnim (za Odry) sąsiadem Polski.
Szefem NATO zostaje właśnie teraz facet, który pokazał już swoje antypolskie kły. Kandydatka w wyborach na prezydenta w mocarstwie zaatlantyckim krzyczy raz po raz, że Polska może zostać zaatakowana.
Spadają na nasze terytorium jakieś dziwne obiekty – drony? balony? rakietony? – rosyjskie… i nic…
Co się, do stu tysięcy furbeczek diabłów, dzieje? Czy mamy być znowu „przedmurzem”, mięsem armatnim, strefą zgniotu? Nie wolno do tego dopuścić! Non possumus! Nie dajmy się wybić!
To bardzo ważny temat, od którego być może zależy nasze życie w najbliższej przyszłości. Jedyna bronią jest zdwojona czujność (wszystkich!) wraz ze świadomością, że nigdy nikt oficjalnie (!) nie rozpętywał wojny dla zysku, wybicia innej nacji lub konkurencji cywilizacyjnej. Zawsze temu podłemu knuciu towarzyszyła zasłona dymna w postaci wzniosłych haseł „sprawiedliwości” , „humanitaryzmu”, ”dziejowego postępu” itd. I zawsze wykazywano dużą zdolność grania na sentymentach narodowych, zaszłościach historycznych czy wreszcie wadach narodu poddawanego „obróbce” . Jeśli potrafimy nazwać choćby pierwsze trzy z nich po imieniu, już zrozumiemy, gdzie najskuteczniejszy będzie atak wroga. A rozpoznawanie przedpola walki trwa już w najlepsze od dłuższego czasu.