Menu Zamknij

Siergiej Piereslegin 1.06.2022

Natalia Łukownikowa: Jak można interpretować ostatnie wypowiedzi polskie? Czy to również próba przywrócenia wszystkiego do stanu poprzedniego?

Siergiej Piereslegin: Bynajmniej. Jeśli chodzi o samodzielne życie polityczne Litwa ma tu tyle doświadczenia co kot napłakał po stronie Polski jest go znacznie więcej m.in. uwzględniając fakt że przez długi czas była ona jedną   z większych potęg Europy. Polska w swojej polityce opiera się zawsze na dwóch wektorach: antyniemieckim i antyrosyjskim. W danym momencie znajduje się ona po stronie Niemiec i prowadzi politykę antyrosyjską lecz w jakiejś nowej sytuacji może zacząć prowadzić politykę antyniemiecką  i prorosyjską zawsze jednak będą tam obecne te dwa wektory. Z punktu widzenia Polski to właśnie próba wykorzystania powstałej sytuacji przy pewności co do tego, że Rosja walkę z Europą przegra bezwarunkowo i będzie można zaistniałą sytuację wykorzystać do rozwiązania problemów własnych. W ostatecznym rozrachunku Polskę interesuje nawet nie tyle Lwów a jeszcze od lat 30-tych XX wieku interesują ją Prusy Wschodnie. Polska chciała otrzymać Prusy Wschodnie w całości dlatego nie urządza jej sytuacja gdy między Rosją a Zachodem istnieje jakikolwiek choćby i negatywny, ale jednak dialog.  Chce ona by relacje Rosji z Zachodem były zniszczone na zawsze i w sposób nieodwracalny, ponieważ w takich warunkach łatwiej jej będzie rozwiązywać własne problemy. Co ciekawe przy tym wszystkim ci, którzy w Polsce myślą szerzej – a tam ludzi myślących jest bardzo dużo (to w ogóle mądry kraj – oni doskonale rozumieją, że klęska Rosji absolutnie nie jest w interesach Polski jako, że jej wynikiem będą natychmiast bardzo poważne napięcia na linii Polska – Niemcy. Biorąc pod uwagę istniejący już konflikt Polski z tą że Litwą i bardzo możliwe konflikty na granicy południowej  to faktycznie Polska chciałaby całą sytuację obrócić na niekorzyść Rosji, ale pełne unicestwienie Rosji w jej plany nie wchodzi mimo, że niektórzy Polacy mogą w patriotycznym odurzeniu myśleć o tym całkiem poważnie. Tak bym odpowiedział na to pytanie. Co jeszcze ciekawe, w ostatnim tygodniu to tydzień gdy świat obchodził zwycięstwo nad faszystowskimi Niemcami i koniec II wojny światowej a była to wojna z wykorzystaniem broni jądrowej. Z tego też punktu widzenia 9 maja wspominać powinniśmy nie tylko Berlin i Drezno, ale również Hiroszimę i Nagasaki – to także część wojny. Zmierzam do tego, że w ciągu ostatniego tygodnia słyszałem więcej aluzji, wzmianek i nawoływań do wojny jądrowej niż w ciągu 30 lat mojego dzieciństwa i młodości, które przeżyłem za władzy sowieckiej podczas trwania zimnej wojny gdzie stosunki z Zachodem były okropne. Nie jestem sobie w stanie absolutnie wyobrazić by jakiś telewizyjny publicysta tych czasów powiedział, że powinniśmy zniszczyć Wielką Brytanię przy pomocy uderzenia jądrowego na jej obszarze – jak to u nas teraz zrobił dziennikarz telewizyjny Sołowjow. Tego typu publiczna wypowiedź każdorazowo likwiduje w jakimś stopniu bariery u tych, którzy podejmują realne decyzje. Pół roku rozmów o tym, że w zasadzie takie rozwiązanie jest możliwe a może nawet pożądane i ktoś może z jakiegoś dość nawet błahego powodu (nie wiem – Tajwan, Bliski Wschód, narastanie konfliktu Rosyjsko-Ukraińskiego) wykorzystać broń jądrową. Jest oczywiste, że atak nie ograniczy się do 1-2 uderzeń (to w 1945 roku były 2-3 bomby jądrowe, obecnie jest ich dużo więcej.

: Ale czy takie wypowiedzi nie budzą  również u ludzi zaniepokojenia i strachu a nie jedynie zwiększają gotowość do działań w tym kierunku u podejmujących decyzje?

SP: Ludzi nikt o to po covidzie  nawet nie pyta. Poza tym poziom strachu jaki udało się narzucić podczas pandemii dawno przekroczył granice tego co racjonalne. Stąd uważam, że znaczna część ludzi trwa na chwilę obecną w przekonaniu, że wszystko tak czy inaczej idzie w złą stronę (sondaż amerykański pokazał ostatnio, że ok 72% Amerykanów po raz pierwszy mówi: nasze dzieci będą żyć gorzej niż my; to już oznacza koniec idei rozwoju i „amerykańskiego marzenia”) – i z tego punktu widzenia obawiam się, że masy nie są odległe od stanowiska, iż lepszy straszny koniec niż strach bez końca. Stąd nie wydaje mi się by w danym momencie narody czy to Rosji czy Chin, USA, Polski kategorycznie sprzeciwiały się użyciu broni jądrowej. Jeśli zaś wypowiedzi publicystów – i wspomniałem tu nie bez przyczyny Sołowjowa – są tylko dolewaniem oliwy do ognia to pozwalając ludziom nie tylko sądzić, że użycie tej broni jest dobre, normalne, dopuszczalne, ale również przede wszystkim nieuniknione. Tak jest to niedopuszczalne, jest to przestępstwo i tego kto to zastosuje należy wykreślić z grona ludzkości. Ludzie jednak coraz bardziej liczą się z tym, że ta lub inna strona w tej lub innej sytuacji to uczyni – to jest właśnie przejaw kryzysu fazowego o którym mówiłem wcześniej w poprzedniej rozmowie.