Cytaty
Fragment z Posłowia:
Książka odsłania paskudny pysk czegoś, co nazywamy „Bestią”. I co stało się istotą działalności osobników patologicznych, kontynuowaną przez wieki. Ludzi zdeformowanych, mających zaledwie jeden cel: przekształcić wolne narody w owadzie kolektywy. Zamienić świat w gigantyczny obóz koncentracyjny. A zatem – zawrócić świat z drogi, na którą wstąpił dwa tysiące lat temu.
Publikacja wprowadza nas do rozpoznania sytuacji, w jakiej realnie się znaleźliśmy. Służy do zdemaskowania Bestii i pokazania jej światu. „Zdemaskowania” – słowo to trafia w sedno w erze powszechnego obowiązku noszenia masek.
(…) Autorowi udało się, w październiku 2020, zgromadzić wokół książki – nie wydanej jeszcze i nieznanej – wielu ludzi: konsultantów naukowych, ekspertów Narodowego Instytutu Studiów Strategicznych, kilka platform informacyjnych. Co zamieni się w zaczyn krystalizacji – regionalnych, narodowych, na koniec globalnych. W tym więzi transatlantyckich, przywracających sprawom właściwy porządek.
Niech tak się stanie!
Hertfordshire UK 22.10.2020
Tomasz Pernak DPSI
Pan Profesor – siedem spostrzeżeń
Zastanówmy się, jak oceniłby zmiany cywilizacyjne, dokonujące się ostatnio na naszych oczach, profesor jednego z renomowanych uniwersytetów. Ktoś nie znający słowa „gender”, ani żadnego z pozostałych wynalazków, wprowadzanych do obiegu przez współczesnych bałwanów. Zamiast tego posiadający wiedzę autentyczną. Ktoś przyzwyczajony do samodzielnego myślenia, do swobodnego dyskutowania, krytycznego omawiania oraz do wyciągania wniosków. Bez względu na to, jak niemiłe mogłyby być to wnioski dla władzy. Przy okazji dla panów sędziów, prokuratorów, oficerów służb, naukowców, polityków, dziennikarzy, dla tak zwanych „elit”, czy dla kogokolwiek. Zatem, ktoś stanowiący zaprzeczenie profesorów dzisiejszych.
Przede wszystkim dostrzegłby potężny szturm, przeprowadzony z początkiem roku 2020, na branżę nazywaną po angielsku „hospitality industry” – wiążącą się z podróżowaniem, ze zbiorowym przebywaniem w restauracjach, kawiarniach, pubach i domach weselnych, na przyjęciach, nad basenami i w hotelach, w ramach której nawiązywane były do tej pory międzyludzkie więzi. Zatem na tę gałąź gospodarki, dzięki której społeczeństwo żyje i oddycha. Równolegle przeprowadzony został atak na dotychczasowe sposoby funkcjonowania zachodnich społeczeństw, związane choćby z kupowaniem. Ale również z przebywaniem w galeriach handlowych, na stadionach sportowych, w salach gimnastycznych i siłowniach, także na zebraniach i w kościołach. Czyli wszędzie, gdzie może dochodzić do nawiązywania kontaktów. Czy zakazy, które objęły wszystkie religie i Kościoły, objęły również synagogi? Tego nie wiadomo. Każdą z synagog, w tym sposoby funkcjonowania lokalnych społeczności żydowskich, należałoby poddać uważnej obserwacji. A tego media, ani obywatele, z zasady nie robią. Zakazy zatem obejmowały potężny sektor usług, co doprowadzi w krótkim czasie do zubożenia, a następnie zanikania w społeczeństwach Zachodu, warstwy średniej. Jedynej funkcjonującej jeszcze samodzielnie. Będącej teoretycznie w stanie bronić się przed szalonym atakiem na dotychczasowe, zachodnie standardy życia. Ta warstwa może po roku 2020 intensywnie biednieć. I im dłużej taki proces potrwa, tym mniejsze będą nasze szanse na bunt. Do którego mogłoby dojść wśród obywateli wolnych i zaradnych. Bunt niezbędny, żeby przeżyć. Szczególnie gdy ci mniej zaradni, znajdujący się mentalnie poza warstwą średnią, się nie zbuntują.
Druga obserwacja wiąże się z niewielką świadomością zbliżającego się niebezpieczeństwa. Przede wszystkim w grupach społecznych najbardziej dziś zagrożonych. W sytuacji, gdy zagrożony jest niemal każdy pracobiorca oraz ten, kto cokolwiek posiada – zwłaszcza firmy i nieruchomości. Zagrożeni są w związku z tym niemal wszyscy. Prędzej czy później bowiem bezradne rządy, pracujące w roku 2020 – w pocie czoła i na rozkaz „z góry” – nad pogłębianiem globalnego kryzysu finansowego, po nasze nieruchomości sięgną. I nie tylko po nieruchomości. Także po oszczędności, po wszelką własność, na koniec po naszą wolność. A skoro takiej świadomości w grupach najbardziej dzisiaj zagrożonych nie ma i skoro maseczki wciskane ludziom na twarz, bez wiarygodnego uzasadnienia, nie zostały uznane za wystarczający sygnał napaści na nasze bezpieczeństwo i wolność, wypada zaczekać, aż pogłębiona świadomość w społeczeństwach Zachodu się pojawi.
***
Taka pojawić się musi, ponieważ maseczki były nam przymusowo zakładane z wykorzystaniem intensywnej dezinformacji. Podczas gdy wiedzy rzetelnej, a w zasadzie jakiejkolwiek – zabrakło. Nie jest na dłuższą metę możliwe wodzenie społeczeństwa za nos przy pomocy manipulacji, ogłupiania i kłamstwa. Choćby z tego powodu, że nie każdy posiada w domu telewizor. Znaleźliby się również – i to w każdej grupie zawodowej – tacy złośliwcy, którzy nie kupują gazet, a radio ściszają natychmiast, gdy urywa się muzyka. Można co prawda próbować do nich dotrzeć przy pomocą sąsiadów, aktywistów partyjnych lub policji, tylko że ten sposób okazywał się do tej pory zawodny.
***
Obserwacja trzecia wiązałaby się poniekąd z drugą, ponieważ koncentrowałaby naszą uwagę na sprawcach pandemii z roku 2020. Czyli na źródle zagrożenia; którego, jak do tej pory, nikt nie miał ochoty identyfikować, ani tym bardziej winowajców ścigać. Nasuwa się pytanie – w jaki sposób moglibyśmy wybranych miliarderów oraz sporą część amerykańskiego, plus kilku europejskich, „deep state” dopaść, skoro świadomości niebezpieczeństwa w grupach najbardziej dziś na Zachodzie zagrożonych, nie ma? I nie może jej być, gdy zmasowanemu ogłupianiu towarzyszy lęk. Pozbywanie się strachu chwilę jeszcze potrwa, na co sprawcy pandemii bez wątpienia liczą.
Obserwacja czwarta pozwoliłaby oksfordzkiemu profesorowi zamyślić się nad dramatycznym upadkiem – umysłowym i osobowościowym – społeczności naukowych Zachodu. Widocznym w szczególny sposób podczas pandemii. Nad upadkiem charakterystycznym nie tylko dla krajów post-sowieckich, dla Zachodu również. W krajach poradzieckich złożyło się na opisywane zjawisko kilka czynników – eksterminacja profesury przedwojennej, przeprowadzona podczas II wojny światowej w Polsce oraz naturalne zniknięcie kolejnego pokolenia naukowców, mającego szansę na styczność z elitą przedwojenną. Ostateczne zniknięcie autorytetów z wiedzą i kręgosłupem dokonało się w okolicach śmierci papieża Jana Pawła II, nazywanego nad Wisłą profesorem Karolem Wojtyłą. Tylko że wraz z Jego odejściem zniknęła również pamięć o tym, jak powinna zachowywać się społeczność akademicka, jaki poziom intelektualny wyznaczać oraz jakie postawy promować.
(…)
Degrengolada umysłowa, demonstrowana w ciągu ostatnich 50 lat na uczelniach zachodnich – za wyjątkiem matematyki i fizyki – stanowiła widoczny efekt wysiłków pokolenia „68”. Dzieła zniszczenia dopełniły: polityczna poprawność, komercjalizacja nauki, pogoń za „punktami” i grantami, niszczące resztki akademickiej niezależności. W jej miejsce pojawił się lęk o własną karierę i pozycję, o własny byt, czyli o spłatę kredytu. Dawną niezależność zastąpiły komunistyczna smycz i stalowy kaganiec. A mówiąc prościej – strach!
Autonomia środowisk naukowych zniknęła. Nie mogłyby działać bezkarne klastry administrujące zachodnimi społeczeństwami – quasi mafijne zgęstki, łączące polityków, media, kluczowe postaci wymiaru sprawiedliwości z oficerami służb specjalnych – gdyby nie dominacja pokolenia „68” na uczelniach wyższych. Stąd brało się zaskakujące milczenie środowisk naukowych podczas pandemii. A dokładniej – w początkowej fazie destrukcji cywilizacji. Milczący naukowcy niczego już w gruncie rzeczy nie badają i przeciwko niczemu nie protestują. Co najwyżej, przeciwko rządom prawicy. Tylko wtedy budzi się w nich tygrys „za sorosowe pieniądze”. W poważniejszych sytuacjach ta sama grupa milczy. Na szczęście zdarzają się wyjątki. Wśród nich grupa uczonych – przenikliwych, wolnych i odważnych – o której wspomnimy. Każdy z autorów cytowanych niżej dokumentów i prac naukowych godny jest najwyższego szacunku.
***
Obserwacja piąta sprowadzałaby się do dostrzeżenia roli celebrytów w sterowaniu zachodnimi społecznościami. Celebryci, to masowe produkty mediów, służące im samym do uwiarygodnienia przekazywanych przez siebie informacji. Kim jest celebryta? To człowiek znany z tego, że jest znany – najczęściej z mediów. Dlatego często się w mediach pojawia. Kto może nim zostać? Każdy. W tej sprawie nie decyduje talent, inteligencja, pracowitość, wiedza, osiągnięcia, charakter ani psychika. Nic przy promowaniu przyszłego celebryty się nie liczy, poza jednym. Poza potencjałem marketingowym do uczynienia z kandydata na celebrytę osoby znanej. Ale także poza jego elastycznością i ochotą, by jako osoba sławna promować w mediach takie poglądy, jakich właściciele mediów sobie życzą. Gdy ujawni odrobinę niezależności, przestanie być celebrytą. W roku 2020 celebrytami okazywali się najczęściej ludzie kiepsko wykształceni. Co oznaczałoby, że nasi zarządcy postawili na promowanie umysłowego analfabetyzmu.
Obserwacja szósta pozwoliłaby panu profesorowi dostrzec kluczową rolę mediów w sterowaniu zachodnim motłochem. Nie informowaniu, bo tego mass media od dawna już nie robią, a wyłącznie w manipulowaniu. Nie byłoby możliwe promowanie postaw biernych, egoistycznych i bezmyślnych na dzisiejszą skalę, gdyby nie Internet i telewizja – z zamieszczanymi w nich masowo filmikami, grami, pseudo informacjami i plotkami. Prawie każdy dom wypełniają od lat media. W domach inteligenckich niemal ich nie widać, w mieszkaniach spauperyzowanego proletariatu telewizor nie gaśnie. Bez zażenowania domowników taką sytuacją, bez uczucia wstydu.
***
Wreszcie obserwacja siódma zwracałaby naszą uwagę na podrzędną rolę zachodnich polityków – w tym prezydentów i premierów – podczas pandemii. Z jednym bodajże wyjątkiem, w osobie obecnego Prezydenta USA (rok 2020). Pozostałych jakby nie było. Zniknęli w najciekawszym momencie. Oto świat zarządzany przez nich rozpada się, tymczasem oni krążą spłoszeni, zdezorientowani i jakby nie wiedzący, czego się trzymać. Sprawiający wrażenie, że wykonują polecenia anonimowych dysponentów. Trudno bowiem przypuścić, żeby niezbyt rozgarnięci ministrowie zdrowia w niemal wszystkich krajach Zachodu w tym samym czasie przejęli władzę. Po czym podyktowali, zgodnie z poleceniami „z góry”, pozostałym członkom rządu takie sposoby zarządzania kryzysem, które prowadziły najprostszą drogą do całkowitego zamrożenia gospodarki, do sparaliżowania służby zdrowia, wreszcie do ostatecznej destrukcji cywilizacji.
Ministrowie zdrowia aż tacy inteligentni mimo wszystko nie są. To nie oni „pandemię” zaplanowali, zorganizowali, zgrali w czasie i przeprowadzili. To nie oni uruchomili operację globalną, zmierzającą do radykalnej pauperyzacji zachodnich społeczeństw. Zubożenia ich po to, by doprowadzić do ich przeprogramowania. Mówiąc bardziej dosłownie, do ich zniewolenia. To nie ministrowie zdrowia są aż tacy pomysłowi. Funkcjonują wszak wyłącznie w ramach klastrów władzy, w rolach niewielkich śrubek i jako posłuszne śrubki wykonują jedynie to, do czego ich zatrudniono. Po czym na urlop jadą dokładnie tam, gdzie ich sponsorzy w nagrodę wyślą. Najwyraźniej na Akademiach Medycznych zostali nauczeni, żeby robić i nie myśleć. Nie za pracę głową im przecież płacą. Lepiej, żeby do myślenia zanadto się nie przyzwyczajali.
Muszą zapamiętać jedno – z prawdziwą władzą, czyli z decydentami zawieszonymi nad nimi, ministrami od czarnej roboty, nikt jeszcze nie wygrał. Nie po to zostali profesorami, żeby dzisiaj zajmować się przewidywaniem i planowaniem. Mają wykonać – to wykonują. Polecenia przekazywane są z kolei nie ministrom zdrowia, a klastrom, czyli korupcyjnym węzłom lokalnych służb specjalnych, wymiaru sprawiedliwości, polityków i mediów. Po czym bez zbędnych dyskusji są wykonywane. Jeżeli nie przez tego ministra, to przez innego. Pecunia non olet.
(…)
Oksfordzki profesor w tematyce tak ważnej dla społeczeństwa z pewnością by się wypowiedział. W sprawie zdarzenia globalnego, prowadzącego do stopniowego paraliżowania gospodarki, zachodnich standardów i zachodniej wolności. Oczywiście po przedyskutowaniu zagadnienia z kolegami specjalizującymi się w badaniu wirusów oraz w leczeniu podobnych schorzeń. Szczególnie, że ze statystyk jasno wynikało, iż europejski lęk przed pandemią – z wiosny 2020 – był dramatycznie przesadzony, a w wielu krajach, z rozwiniętą już epidemią, ilość ofiar śmiertelnych była śladowa i statystycznie pomijalna. Wreszcie – że ścigania osób, które do uwalniania niebezpiecznych wirusów z wojskowych laboratoriów w USA i w Chinach się przyczyniły, zaniechano. Ewentualnie, że informacje na ten temat były w mediach pomijane.
Tymczasem „uzbrajanie” wirusów do ataku na ludzi powinno było mobilizować wszystkie ośrodki informacyjne i decyzyjne na świecie. I nie tylko „uzbrajanie”. Także informowanie na bieżąco amerykańsko-żydowskiego „deep state”, od kilkunastu już lat, o stanie utajnionych przygotowań do uruchomienia globalnej pandemii. Do której amerykańskie „głębokie państwo” przygotowywało się poza wiedzą urzędującego Prezydenta USA oraz wbrew jego interesom. „Deep state”, to przypomnę: diabelska siatka powiązań największych finansistów, gangsterów, polityków oraz części amerykańskich i wielu innych służb specjalnych, z izraelskimi włącznie. Istotny był w tym przypadku fakt popełniania ciężkich przestępstw przez wysoko postawione osobistości. W warunkach przestępstwa ciągłego, trwającego latami. A jednak w zastanej sytuacji, mimo niezwykle groźnej działalności przestępczej ludzi prominentnych i wpływowych, rządy i media zachowały się inaczej. Chodzi w tym przypadku o media należące do wielkich korporacji. Także o europejskie rządy, z rządem Angeli Merkel na czele, które czując, kto tym razem był sprawcą i jaka moc za przestępcami stała, położyły uszy po sobie. Posuwając się często do łamania Konstytucji oraz do współdziałania z lokalnym „śmierdzącym towarzystwem”. Skąd wzięła się ta ostatnia ludowa nazwa? Otóż wysługiwanie się nie wiadomo komu – wiadomo jedynie, że bogatemu i posiadającemu światowe media w łapie – połączone z działalnością wymierzoną przeciwko najgłębszym interesom ojczyzn tych ludzi, nie zasługuje na inne określenie.
07-07-2020
Marek Tomasz Chodorowski